Wyjazdowym meczem z GKS-em Tychy Arka rozpoczynała kwietniowy maraton pełen intensywności. W tym miesiącu aż trzykrotnie żółto-niebieskich czekają pojedynki toczone w środku tygodnia pomiędzy weekendowymi starciami ligowymi. Serię wyzwań zapoczątkowała rywalizacja z bezpośrednim rywalem w walce o baraże, dlatego potyczka przy ul. Edukacji ważyła bardzo wiele. Dariusz Marzec nie zaskoczył wyjściowym składem, choć w kadrze gdynian znów zabrakło Michała Marcjanika. Z kolei Artur Derbin sprawił niespodziankę, desygnując do gry od pierwszej minuty Sebastiana Stebleckiego zamiast w pełni już zdrowego Łukasza Grzeszczyka.

Spotkanie zaczęło się od mocnego uderzenia ze strony gospodarzy - już w 2. minucie Kajzer musiał popisać się kapitalną interwencją, by sparować do boku strzał Stebleckiego sprzed pola karnego. Arkowcy odpowiedzieli siedem minut później. Hiszpański przytomnym podaniem uruchomił Rosołka, 19-latek zbiegł z piłką do linii końcowej i wyłożył ją tuż przed bramkę do Żebrowskiego, a ten wyprzedził co prawda Nedicia, ale jego strzał po ziemi do w zasadzie pustej już bramki przeturlał się obok prawego słupka Jałochy. W 19. minucie Kasperkiewicz próbował pokonać golkipera tyszan po dośrodkowaniu Alemana z kornera, ale posłał futbolówkę w środek bramki. Po kolejnych trzech minutach znów było bardzo groźnie pod bramką zielono-czarno-czerwonych. Tym razem Aleman wrzucił w szesnastkę wprost na nogę znajdującego się w dobrej sytuacji Żebrowskiego, napastnik żółto-niebieskich szukał jeszcze odegrania do Rosołka, interweniował Sołowiej, ale wybił piłkę wprost pod nogi Valcarce, uderzenie Hiszpana odbił Jałocha, a dobitka Rosołka trafiła w Szeligę. Po chwili bramkarz GKS-u poradził sobie z techniczną próbą Memicia sprzed pola karnego. Arkowcy mieli zdecydowaną przewagę i nie zamierzali rezygnować z konstruowania akcji ofensywnych. Skóra posłał w kierunku bramki Jałochy minimalnie niecelną bombę z 30 m. W nieznacznym stopniu pomylił się też Aleman po rozegraniu futbolówki z Żebrowskim. W rewanżu Ekwadorczyk dograł fenomenalną piłkę do ,,Żebra", którego w ostatniej chwili uprzedził Jałocha. Gdynianie raz po raz generowali sobie okazje, ale nie potrafili zamienić ich na gole. A jak powszechnie wiadomo, niewykorzystane sytuacje lubią się mścić. W 41. minucie Paprzycki podał krótko do Żytka, a defensywny pomocnik tyszan oddał mocny strzał po ziemi z 30 m, który wylądował idealnie w lewym narożniku bramki Kajzera. Gospodarze w końcowej fazie pierwszej połowy objęli prowadzenie, którego nie oddali już do przerwy.

Na drugą część meczu Dariusz Marzec desygnował do boju Marcusa da Silvę i Łukasza Wolsztyńskiego w miejsce Dei oraz Żebrowskiego. I to właśnie ta dwójka zawodników wprowadzonych na plac gry oddała pierwsze strzały po przerwie - próbę Wolsztyńskiego obronił jednak Jałocha, a uderzenie Brazylijczyka zostało zablokowane. W dalszej fazie rywalizacji nie oglądaliśmy konkretów pod bramkami obu drużyn. Dopiero na kwadrans przed końcem Hiszpański zaskoczył tyszan krótkim podaniem z rzutu wolnego do wbiegającego w pole karne Alemana, a Ekwadorczyk został sfaulowany przez Monetę. Sędzia Gryckiewicz wskazał na wapno. Do piłki ustawionej jedenaście metrów od bramki Jałochy podszedł Wolsztyński, uderzył bardzo mocno, ale zabrakło mu precyzji i futbolówka jedynie obiła poprzeczkę, a dobitka Marcusa głową była niecelna. W 85. minucie Rosołek świetnie znalazł sobie miejsce na boku pola karnego, wymanewrował defensorów GKS-u i oddał mocny strzał po ziemi w kierunku dalszego słupka, ale nieznacznie się pomylił. Na minutę przed końcem regulaminowego czasu gry po kornerze uderzał jeszcze Marcus, jednak Jałocha wyszedł z tych opresji obronną ręką. W doliczonym czasie gry Arkowcy nie byli w stanie stworzyć sobie kolejnych okazji. Zielono-czarno-czerwoni zgarnęli komplet punktów po skromnym zwycięstwie.

Żółto-niebiescy pokazali przy ul. Edukacji dużą chęć do gry i kreowania sytuacji. W ofensywie zademonstrowali sporo ruchu, oddali 20 strzałów na bramkę Jałochy. Mimo tego wracają z Tychów bez punktów, chociaż otrzymali rzut karny w kluczowym momencie spotkania. Należy w tym momencie zadać sobie pytanie, kto podjął decyzję o wykonywaniu jedenastki przez wracającego dopiero do formy Wolsztyńskiego. Zwłaszcza, że na murawie przebywał przecież znak jakości w tym aspekcie, zawsze pewny egzekutor Marcus da Silva. Rozumiemy chęć przełamania się przez byłego napastnika Górnika Zabrze, ale nie może to się odbywać kosztem wyniku zespołu. Dzisiaj Dariusz Marzec zapłacił za fatalny wybór personalny dokonany w sytuacji, w której nie trzeba było szukać kombinowania, a wystarczyło postawić na sprawdzone rozwiązanie, potwierdzane w przeszłości wielokrotnie. Arkowcy na Śląsku wpasowali się w obchodzony tego dnia Prima Aprilis. W kontekście tego dnia często używa się zwrotu ,,uważaj, bo się pomylisz". Mylili się więc gdynianie pod bramką Jałochy, wyraźnie pomylił się też ich szkoleniowiec. Okazały się to błędy kosztowne - Arka wciąż plasuje się na 6. pozycji w tabeli, ale tuż za jej plecami czyha Widzew Łódź, tracący do żółto-niebieskich zaledwie jedno oczko i mający do rozegrania starcie z Zagłębiem Sosnowiec w Wielką Sobotę. Strata piłkarzy Marca do ich dzisiejszego przeciwnika urosła z kolei do sześciu punktów. W następnym meczu Arka w półfinale Pucharu Polski podejmie w Gdyni Piasta Gliwice. Początek tego spotkania w najbliższą środę o 17:30.


GKS Tychy - Arka Gdynia 1:0

Bramka: Żytek 41'

Tychy: Jałocha - Mańka, Nedić, Sołowiej, Szeliga - Kargulewicz (63' K. Piątek), Żytek, Paprzycki (85' Norkowski), Steblecki (63' Grzeszczyk), Biel (72' Moneta) - Nowak (72' Lewicki).

Arka: Kajzer - Kasperkiewicz, Memić, Valcarce - Hiszpański, Danch, Deja (46' Ł. Wolsztyński), Aleman, Skóra - Rosołek, Żebrowski (46' da Silva).

Żółte kartki: Paprzycki, Mańka, K. Piątek - Deja, Hiszpański.

W 75. minucie Łukasz Wolsztyński nie wykorzystał rzutu karnego.