Dla obu zespołów rywalizujących w piątkowy wieczór przy ul. Ściegiennego w Kielcach duże znaczenie miał mecz, który poprzedzał walkę na Suzuki Arenie. W Łodzi ŁKS przegrał z Wisłą Kraków 1:2. Oznaczało to, że Korona straciła matematyczne szanse na utrzymanie w Ekstraklasie. Z kolei Arka, by móc wciąż wierzyć w prześcignięcie Wisły Kraków, potrzebowała trzech punktów. W przypadku remisu żółto-niebieskim pozostawało oglądać się na to, co Wisła Płock zrobi w potyczce z Górnikiem Zabrze u siebie (by Arka nadal miała szanse na utrzymanie, Nafciarze musieliby przegrać wszystkie pojedynki do końca sezonu). Do składu gdynian wrócił po kontuzji Pavels Steinbors, miejsce w pierwszej jedenastce wywalczył też Marcus da Silva, dla którego był to mecz nr 200 w koszulce Arki. Z kolei dla Ireneusza Mamrota starcie w Kielcach było 100. spotkaniem, w którym poprowadził klub Ekstraklasy. Wśród gospodarzy lukę po pauzującym za kartki Marcinie Cebuli wypełnił Argentyńczyk Andres Lioi. Kielczanie wyszli na boisko w zestawieniu bez nominalnego napastnika, a najbardziej wysuniętym zawodnikiem złocisto-krwistych był Petteri Forsell, którego dublował na tej pozycji Jacek Kiełb.

Mecz rozpoczął się od mocnego uderzenia Arkowców. W 6. minucie faulowany ok. 30 m od bramki Kozioła był Marcus i sędzia Przybył podyktował rzut wolny dla gdynian. Do piłki podszedł Michał Nalepa i posłał atomowe uderzenie w kierunku bramki Korony. Futbolówka odbiła się od poprzeczki i zatrzepotała w siatce gospodarzy. Gol z cyklu ,,stadiony świata"! Wydawało się, że szybko zdobyta bramka wniesie nieco spokoju w poczynania podopiecznych Mamrota. Nic z tych rzeczy - tak jak już wiele razy w tym sezonie miało to miejsce, piłkarze Arki cofnęli się zdecydowanie na własną połowę. Korona zyskiwała coraz więcej terenu na boisku i regularnie meldowała się w okolicach pola karnego żółto-niebieskich. W 19. minucie Nalepa bardzo łatwo stracił piłkę podczas wyprowadzania akcji pod własną szesnastką, Żubrowski dograł do Forsella, Fin znajdował się tuż przed bramką Steinborsa i strzelił w światło bramki, ale Łotysz fenomenalnie sparował piłkę do boku, a dobitka nie okazała się skuteczna. Po upływie pół godziny gry na boisku się zakotłowało, a efektem napiętej atmosfery były dwie żółte kartki pokazane w krótkim odstępie czasu trenerowi gospodarzy Maciejowi Bartoszkowi, który obejrzał czerwony kartonik i został odesłany na trybuny. Po chwili Marciniak w ostatniej chwili zatrzymał Szymusika pod bramką Steinborsa. W 43. minucie Arkowcy wyszli z niezłym atakiem, ale Młyński strzelił z dystansu Panu Bogu w okno. W doliczonym czasie gry pierwszej połowy Forsell świetnie obsłużył Szymusika, który znalazł się w doskonałej sytuacji w polu karnym gdynian, ale został doskonale zablokowany przez leżącego już Marcusa, a druga szansa prawego obrońcy Korony skończyła się tylko rzutem rożnym.

Druga połowa oznaczała kolejne ataki Korony. W 51. minucie Steinbors wyłapał uderzenie Kovacevicia, moment później Marciniak interweniował po wstrzeleniu piłki w pole karne Arki. Dwanaście minut później podopieczni Mamrota mieli dobrą okazję do podwyższenia prowadzenia - po dośrodkowaniu Nalepy z rzutu rożnego Danch przyjął piłkę przed bramką Korony i zwiódł defensora kielczan, ale jego dogranie przed bramkę zawierało deficyt precyzji. W 66. minucie musiało być 1:1 - Żubrowski idealnie obsłużył Kiełba, który był sam w polu karnym Arki, miał dużo miejsca i czasu, mógł zapytać Steinborsa, w który róg chce dostać piłkę - ale zamiast wchodzić w dialog z Łotyszem, wybrał opcję ,,fatalne pudło". Trzy minuty później znów próbował Kiełb i znów skończyło się bez trafienia w światło bramki, tym razem pomocnik przestrzelił głową po centrze Forsella. W 76. minucie doszło do drugiej szansy Kovacevicia, ale stoper złocisto-krwistych oddał niecelne uderzenie. Cztery minuty później spóźniony Wawszczyk faulował pod własną szesnastką. Rzut wolny wykonywał Forsell, Kovacević zgrał futbolówkę głową, a Tzimopoulos z najbliższej odległości umieścił ją w siatce. Gospodarzom udało się wreszcie doprowadzić do remisu, choć Arka prosiła się o taki scenariusz właściwie od gola Nalepy. Na dwie minuty przed końcem regulaminowego czasu gry zdesperowany Jacek Kiełb podjął jeszcze jedną próbę strzelenia gola, ale na przeszkodzie stanął mu Steinbors. Sędzia Przybył doliczył do spotkania przy Ściegiennego pięć minut i w tym czasie to Arkowcy mogli przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. W drugiej minucie dodatkowego czasu po dośrodkowaniu z prawej strony do piłki w polu karnym Korony doszedł Vejinović i oddał... ni to strzał, ni to dogranie do Serrarensa. Tak czy owak, piłka minimalnie minęła słupek bramki Kozioła. Chwilę później doszło do kolejnej szarpaniny między piłkarzami obu drużyn. Kielczanie mieli jeszcze rzut wolny, ale to Arka dostała do dyspozycji piłkę meczową. Vejinović perfekcyjnie podał do Antonika, który znalazł się w bardzo dobrej sytuacji w polu karnym złocisto-krwistych, a gdy przełożył obrońcę gospodarzy, stała się ona wręcz wymarzona. Młodzieżowiec Arki oddał celny strzał po ziemi w okolice prawego słupka Kozioła, ale golkiper Korony rewelacyjnie wyciągnął to uderzenie. Na wykonanie rzutu rożnego nie pozwolił już sędzia Przybył. 

Arka znów nie zagrała porywających zawodów, a przez większość meczu skupiała się na bronieniu minimalnego prowadzenia. Taktyka się nie sprawdziła i zamiast z trzema, żółto-niebiescy wracają do Gdyni z jednym punktem. By zachować matematyczne szanse na utrzymanie, muszą kibicować Górnikowi Zabrze w poniedziałkowym meczu z Wisłą Płock. Grę drużyny właściwie najlepiej oddaje pomeczowa wypowiedź Michała Nalepy:

Z takim zaangażowaniem jako cała drużyna, zaczynając od Pavelsa Steinborsa a kończąc na ostatnim rezerwowym, nie da się utrzymać. Korona ambicjonalnie nas przewyższyła, a to nie powinno mieć miejsca, tym bardziej, że dobrze zaczęliśmy mecz i mieliśmy wynik pod kontrolą. My byliśmy sparaliżowani i baliśmy się grać w piłkę. Na treningach koledzy to pokazują i to mnie martwi. Mam nadzieję, że obecny właściciel widzi, gdzie są problemy. Będzie nam ciężko o utrzymanie i trener może zaliczyć z nami spadek. To przykre, bo w naszym klubie cierpi kolejny szkoleniowiec. Problem nie leży w trenerach, wcześniej były popełniane błędy. Nie może być tak, że niektórym zawodnikom się nie chce i nie ma konsekwencji. Jak się chce grać w PKO Ekstraklasie, trzeba zapieprzać na boisku. Mam nadzieję że właściciel zobaczy mankamenty.


Korona Kielce - Arka Gdynia 1:1

Bramki: Tzimopoulos 81' - Nalepa 6'

Korona: Kozioł - Szymusik, Tzimopoulos, Kovacević, Gardawski - Lioi (64' Szelągowski), Gnjatić, Radin (75' Lisowski), Żubrowski, Kiełb - Forsell.

Arka: Steinbors - Zbozień, Marić, Danch, Marciniak - Młyński (84' Antonik), Vejinović, Nalepa, Jankowski, da Silva (64' Wawszczyk) - Zawada (59' Serrarens).

Żółte kartki: Radin, Gardawski, Gnjatić, Kozioł, Szymusik - da Silva, Młyński, Marić, Wawszczyk, Marciniak.

Czerwona kartka: Maciej Bartoszek (trener).

Sędziował: Jarosław Przybył (Kluczbork).